Z praktyki procesowej SWS Kancelaria Prawna Strykowski Wachowiak sp. k. na gruncie sporów pracowniczych wynika, że kwestia opłat sądowych urasta niekiedy to rangi sporego problemu. W powszechnym przekonaniu pozwy kierowane do sądu pracy nie wiążą się z koniecznością wydatkowania istotnych środków tytułem opłat sądowych. W rzeczywistości bywa jednak z tym różnie.

Nietypowy na gruncie ustawy o kosztach sądowych jest przepis art. 35 ust. 1, który przewiduje, że w sprawach, w których wartość przedmiotu sporu nie przekracza 50.000 zł, opłatę podstawową wynoszącą 30 zł pobiera się wyłącznie od apelacji, zażalenia, skargi kasacyjnej i skargi o stwierdzenie niezgodności z prawem prawomocnego orzeczenia. Wszystkie inne pisma, w tym przede wszystkim pozew, mieszczące się w tych granicach co do wartości przedmiotu sporu, nie wiążą się z żadną opłatą. To rozwiązanie należy ocenić z pewnością pozytywnie, tym bardziej, że często o pomoc do sądu pracy zwracają się osoby będące w trudnej sytuacji zawodowej, często pozostające bez żadnego źródła utrzymania. Nie zawsze jednak to rozwiązanie okazuje się wystarczającą pomocą dla osób, które stanęły przed koniecznością zwrócenia się do sądu pracy w celu ochrony swoich praw.

Wszystkie bowiem pisma w sprawach, w których wartość przedmiotu sporu przewyższa 50.000 zł, wiążą się z koniecznością uiszczenia zarówno przez pracodawcę, jak i pracownika opłaty stosunkowej. Bywa, że jest to poważna przeszkoda w zakresie prawa do sądu.

Wyobraźmy sobie sytuację, że pracodawca rozwiązał umowę o pracę z zachowaniem okresu wypowiedzenia z pracownikiem, który otrzymywał średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w Polsce w kwocie 5169,06 zł brutto (dane za 2019 rok). Pracownik nie zgadza się z decyzją pracodawcy i kwestionuje skuteczność złożonego oświadczenia i zarzuca pracodawcy wskazanie fikcyjnych i nierzeczywistych podstaw do zwolnienia. Na tej podstawie pracownik wnosi do sądu pracy pozew i domaga się przywrócenia do pracy. W takiej sytuacji wartość przedmiotu sporu należy określić jako 12-krotność miesięcznego wynagrodzenia brutto, a więc znacznie przekracza ona ustawowy próg 50.000 zł. Opłata sądowa wyniesie wówczas 3.102 zł, a koszty zastępstwa procesowego w przypadku przegranej sprawy wyniosą 5.400 zł (zgodnie z obowiązującym rozporządzeniem). Do tego należy doliczyć koszty reprezentacji pracownika w procesie przez fachowego pełnomocnika oraz ewentualne inne koszty powstałe w toku postępowania dowodowego.

Z kolei w sprawach, w których główny zarzut pracodawcy wiąże się z tzw. utratą zaufania, w praktyce niezwykle trudno jest przewidzieć, jak dana sprawa się zakończy. Wiele zależy bowiem od przebiegu postępowania dowodowego i ustaleń poczynionych w procesie.

Oczywiście, pracownik może wystąpić o zwolnienie od kosztów sądowych. Jeśli jednak zarabiał wcześniej na poziomie średniej krajowej, a tym samym mógł poczynić oszczędności, a do tego posiada on majątek w postaci np. samochodu lub nieruchomości, ew. inne ruchomości, które może spieniężyć, istnieje duże prawdopodobieństwo, że takiego dobrodziejstwa ze strony Skarbu Państwa nie otrzyma. Staje wówczas przed poważnym dylematem, czy zaryzykować spore koszty, nie mając pewności, że uda mu się, trwający niekiedy kilkanaście lub kilkadziesiąt miesięcy, proces wygrać. Może się okazać, że takiego pracownika, który został pozbawiony pracy, po prostu nie stać na spór z pracodawcą.

W tym kontekście, w ocenie prawników kancelarii, wydaje się, iż warto rozważyć podniesienie progu z art. 35 ust. 1 ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych, wynoszącego aktualnie 50.000 zł, np. do kwoty 100.000 zł. Taki zabieg ze strony ustawodawcy z pewnością leżałby w szeroko rozumianym interesie społecznym oraz realizowałby konstytucyjny postulat prawa obywatela do sądu.